Dziękujemy za Wasze wsparcie i modlitwę.

sobota, 30 marca 2013

Święta

Rok temu Marcin właśnie skończył kolejny cykl chemii, od wyniku morfologii zależne było to czy przyjedzie do domu, czy kolejne Święta spędzimy razem...
W Wielką Sobotę pędzę po nich do szpitala, w drodze powrotnej wchodzimy do kościoła- pusty, cichy, zamyślony i tylko straż przy Grobie Pańskim. Dziękujemy za kolejny dzień bycia razem...
Mija kolejny rok, bardzo trudny rok, okupiony wieloma łzami, pewnie jak u wielu z Was, a mimo wszystko Ufajmy, nie traćmy Wiary.
Życzymy Wam wiary, nadziei i miłości nie tylko w te Święta, ale zawsze...Przyjaciół, którzy idą z Wami przez życie...

Marcin, rodzice i bracia:)


















p.s. szczęśliwie wróciliśmy wprost na same pyszności i pierwsze, w życiu Marcina, malowanie pisanek. Marcin w drodze powrotnej nieustannie powtarzał "no i kto mamo na mnie czeka? Kubuś i Patryk, i kto jeszcze mamo?i Symuś i Marysia, będziemy budować bazę, ale nie małą, tylko taką wielką " :) i po jakimś czasie znów "mamo a kto na mnie czeka?"... i za chwileczkę "mamo a kto jeszcze czeka?".....i doczekali się:)

poniedziałek, 25 marca 2013

wiara w ludzi

Muszę Wam napisać co mnie spotkało, muszę się tym podzielić, bo aż mnie rozsadza ta dobra energia, ta wiara w ludzi.
Wcześniej pisałam, że mieliśmy ogromne trudności ze znalezieniem mieszkania, związane to jest z tym, że tutaj zaczęły się ferie świąteczne, weekend, święta, no jednym słowem wszystko na raz.
W czwartek o godzinie 21 wraz z dzieckiem i tobołami naszymi znalazłam się w tym pensjonacie (po wielu telefonach z Polski w poszukiwaniu lokum!), pani mnie zaprowadziła do pokoju z maleńkim łóżkiem (bo już został im tylko ten pokój), powiedziała również, że to tylko na tą noc, a jutro nawet oni pomogą szukać. Walizki mogę zostawić jak pojadę z dzieckiem do szpitala, a oni będą nam szukać pokoju. Więc już wtedy byłam dość mocno ujęta za serce, że obca osoba tak mocno zaangażuje się w pomoc dla nas. Następnego dnia okazało się, że nic nie znaleźli, niemniej jednak pozwolili nam zostać, a oni mieli sobie tak przeorganizować gości, żeby było dobrze. Po powrocie ze szpitala wchodzę z Marcinem do restauracji w tym pensjonacie i widzę tam pana (Turka z pochodzenia), którego już niejednokrotnie widziałam w szpitalu w odwiedzinach u takiej pani (Turczynki, mamy chorego chłopca). Pan mnie poznał i okazało się, że on jest właścicielem tej restauracji i tego pensjonatu. Powiedział, że jutro już będzie wolny pokój z łazienką w środku to będzie dla mnie wygodniejsze. Wieczorem do pokoju ktoś puka, Marcin już słodko drzemie, otwieram i okazuje się, że to ten właściciel wraz z tą Turczynką ze szpitala, chcieli mi pokazać ten większy pokój, czy chcę się już przenieść, nie zrobiłam tego, bo Marcin już spał, ale poszłam zobaczyć. Po drodze pytam się tej Turczynki czy ona tu mieszka, (chociaż wiedziałam, że raczej nie, gdyż jej dziecko miało przeszczep i wciąż po nim dochodzi do siebie, ona niejednokrotnie w szpitalu Marcina częstowała jakimiś przysmakami, bo wiecie jak to dziecko- najczęściej ma ochotę na to co inni jedzą:), ona odpowiada, że nie przyjechała tylko na herbatę, wiedziałam, że nie jest jego żoną, bo on przyjeżdżał z żoną  i córką do szpitala. No więc pozostał mi brat, ale okazuje się, że nie, ona mi tłumaczy on Turek i ja Turek. Czujecie to?!!!!!!dla mnie to było wprost niewiarygodne, piękne, wspaniałe, zapierające dech w piersiach. Pomaga kobiecie dlatego, że jest z tego kraju co on, dlatego, że rozumie jak się czuje człowiek samotnie w obcym kraju, przytłoczony przez chorobę. Nam też pomógł, choć nie pochodzimy z tego samego kraju................. pomaga, bo jest dobrym człowiekiem...

p.s. nie wiem czy to wszystko nie jest chaotyczne, mam nadzieję, że mnie rozumiecie, musiałam się podzielić tym, że po raz kolejny spotyka mnie coś tak niesamowitego, coś co aż mnie rozsadza, aż nie mogę usiedzieć na miejscu, tyle dobra, ciepła i troski, najpierw Wy (zresztą wciąż Wy:) ) a potem CI LUDZIE

sobota, 23 marca 2013

urodzinki

Piszę ten post szybciutko, póki jestem w szpitalu i Marcinek na moment zajął się zabawą. Baaaaaaaaaaaaaardzo dziękuję Wam za wszystkie życzenia i tu i  na fejsie i na pocztę, za wszystko, za każdą myśl, modlitwę, "trójeczkę" wysłaną za mojego synka i do mojego synka, po raz kolejny brak mi słów, więc po prostu dziękujemy. Wiem, że Wasze modlitwy zostały wysłuchane- jesteśmy tutaj, drugi cykl Marcin zniósł rewelacyjnie! w czwartek mogliśmy opuścić szpital:) to też był wielki prezent. Niestety mieliśmy ogrooooooooooooooooomne trudności ze znalezieniem mieszkania, ale mój mąż wraz z kolegami jak zwykle stanęli na wysokości zadania, za co bardzo im dziękuję. Oczywiście, co przeżyłam przed tym, to wiem tylko ja i już nie mam ani siły ani czasu tego opisywać, grunt, że wszystko skończyło się dobrze, nie ma sensu do tego wracać, ale muszę przyznać, że znów historia jak z książki:) Najważniejsze, że Marcin czuje się dobrze. W szpitalu w dniu urodzin również powitali go śpiewem i prezentem, więc naprawdę byłam wzruszona. Mój synek już dość mocno tęskni za domem, bo dziś w drodze do szpitala ciągle wspominał kuzynka Frania i co najważniejsze "on mówi po polsku, dziadek mówi po polsku, babcia mówi po polsku..." No co byście na to powiedzieli? Gęba się śmieje na całego:) Codziennie wstaje i mówi "taty nie ma", bo wie, że już tylko na niego czekamy. Dzisiaj podpięli mu kolejną małą pompkę, którą odepniemy w czwartek i wtedy do domu. Tęsknię bardzo....

środa, 20 marca 2013

w szpitalu

W poniedziałek mój mały Zuch dzielnie maszerował koło mnie na swoich małych nóżkach, troszkę postękiwał, ale rozumiał, że mama nie może go wziąć na ręce, gdyż ciągnie walizę:) Pobyt w szpitalu nie bardzo mu pasował, ale na wieść, że będzie tu też Oliwia i że będzie z nim w sali, zakończyły się wszelkie protesty (co te kobietki robią z mężczyzn- i to w tak młodym wieku).
Morfina już w poniedziałek po południu była zmniejszana, gdyż mocno go uśpiła, a wczoraj zupełnie odstawiona-co za ulga:)
Marcin naprawdę czuje się świetnie, nie dokuczają mu żadne dolegliwości, ponieważ morfina szybko odstawiona to nie doszło do gromadzenia się wody w organizmie, nie skarży się na żaden ból, mówi tylko gut do lekarzy, no i oczywiście danke po każdym zastrzyku:)
Energia go roznosi i nie bardzo pasuje mu siedzenie w łóżku, bo on się musi bawić. Oby tak dobre samopoczucie dalej mu towarzyszyło. Oczywiście tęskni do domu, bo jak zobaczy tylko zdjęcia braci, kuzynów to tylko słychać "ja chcę tam, ja tam idę". Może dostanie taki mały prezent urodzinowy i puszczą go z malutką pompą do domu?!Dla mnie też byłby to najlepszy prezent, no w końcu mamom też się coś należy w dniu urodzin dziecka?!:)
Dziękuję Wam za modlitwy i wsparcie, pozdrawiamy gorąco z ponownie zaśnieżonego Greifswald.
mama

piątek, 15 marca 2013

przed szpitalem

Mamy już za sobą pierwszy tydzień interleukiny, wyniki Marcinka spadają, lecą płytki krwi i hemoglobina, próby wątrobowe są podniesione, no niestety tak się dzieje. Porównując do tego, co było za pierwszym razem to i tak mogę powiedzieć, że jest lepiej, apetyt wciąż dopisuje (dobrze, że mamy babcine zupki:) ), gorączka jest, ale nie utrzymuje się tak długo. Dziś zaczynamy te nieszczęsne tabletki, które mają za zadanie zmniejszyć odczucie bólu, ale niestety też powodują, że Marcin jest senny, apatyczny, jednym słowem marudny, ale damy radę, gdyż mamy ze sobą niezły zestaw urodzinowy wycinankowo-klejowy:)


Generalnie staram się mu wypełniać czas zabawą, malowaniem, czyli taka terapia zajęciowa i dla niego i dla mnie.
W poniedziałek zaczynamy przeciwciała, a więc pakujemy walizki i przenosimy się na szpitalne łoże. Mocno wierzę w naszego Zucha, że podoła temu zadaniu, bo posiada niesamowitą zdolność widzenia dobrych rzeczy i cieszenia się z nich (np. to nic, że w szpitalu będzie zastrzyk, ale będzie też koleżanka, z którą się lubi bawić, więc...chce jechać do szpitala:) )
I tym optymistycznym akcentem kończę, życząc dobrego weekendu, ale ale... kciuki mocno zaciśnięte:)

mama

wtorek, 12 marca 2013

z zagranicy

Donoszę, że w niedzielę o godz. 18.00 dotarliśmy bezpiecznie na miejsce. Greifswald powitało nas mroźnie i śnieżnie, ale chyba mimo wszystko przyjacielsko. W drodze Marcin zaznaczył, że nie chce do "Niemc", on jedzie do przedszkola cioci Agatki:), na miejscu się mocno rozczarował. Ale na szczęście nie trwało to długo. W poniedziałek do szpitala wkroczył raźnym krokiem, a nawet można powiedzieć, że wbiegł i muszę przyznać, że mi też było łatwiej. Po wczorajszych badaniach krwi, które okazały się dobre zaczęliśmy zastrzyki z interleukiny (Il2), a potem standardowo temperaturka, która pewnie dziś też się pojawi. No i znowu powtórka z rozrywki, a więc ten tydzień zastrzyki, potem przeprowadzka do kliniki i zastrzyki plus przeciwciała i trzeci tydzień same przeciwciała. Mam nadzieję, że każdy cykl będzie dla niego łatwiejszy i że czas szybko nam tu minie i znów się zobaczymy z całą rodzinką. Gdyż nieprawdą jest, że z nią się wychodzi dobrze tylko na zdjęciach:)
Pozdrawiamy Was serdecznie i wysyłamy promyczki słońca, które się tutaj pojawiają:)

mama

piątek, 8 marca 2013

ostatnie chwile w domku

To znów nasze ostatnie dni w domku przed kolejnym wyjazdem, i znowu dopada mnie lęk i strach, ale już nie przed wyjazdem tylko przed rozstaniem. Zwłaszcza, że Marcin tak cudownie się czuje, wojuje w granicach normy:), bryka, szaleje, robi z braćmi i kuzynkiem "bazę" i jest przeszczęśliwy. Codziennie wstaje pełen sił i radości, a wieczorem pada ze zmęczenia.Obserwowanie najstarszych pociech jak się z nim bawią i z jaką miłością na niego patrzą- bezcenne. Dlatego też nie bardzo było kiedy napisać i co napisać, bo wiecie jak to w domu- nuuuuuuuuuuuda, nic się nie dzieje:)
Czasem to najchętniej bym się zaszyła z nim w domu, żeby nie musiał mieć żadnych zastrzyków, plastrów, wlewów, tabletek, badań- no ale to niemożliwe. A teraz znów jakby ze zdwojoną siłą chcę jechać żeby go ocalić, tymbardziej że-   http://szymonefler.blogspot.com/  :(
No dobra czas otrzeć łzy i pakować walizy. Dziękuję Wam za modlitwy, zwłaszcza już te urodzinowe:)
Trzymajcie kciuki, startujemy w niedzielę.
 A tu jedna z taki "baz":