Wróciliśmy. W drodze do domu Marcin krzyczał w samochodzie: Do domu ! Wolność !!! Lecz w domu do braci powiedział, że "wiecie, ale ja jeszcze muszę wrócić do szpitala".
Nie pisałam, bo nie mogłam, a potem jak już mogłam to też nie mogłam (względy techniczne).
10 września godz. 7.00 jedziemy z Marcinem na blok operacyjny, znajdujemy się na takiej wspólnej sali przedoperacyjnej, chcą go zabrać, ale poprosiliśmy żeby już tutaj go troszeczkę uśpili. Zasypia trzymając mnie za rękę. Zabierają go, a my wychodzimy, czujemy BÓL i STRACH. Mam wrażenie, że jesteśmy parą staruszków...
Błąkamy się po szpitalu, tam nie ma kaplicy, nie mamy gdzie się schronić, ale wiem, że ON jest przy nas.
Wracamy na oddział koło 12, a tam nam mówią, że już dzwonili, żebyśmy szli do niego. Troszkę potrwało za nim trafiliśmy na odpowiedni blok intensywny, ale udało się. Jesteśmy przy nim, trzymamy za rękę i nie puścimy. Marcin otwiera oczy i mówi "myślałem, że Was nie ma". Jesteśmy synku, zawsze będziemy.
Już tego samego dnia, mimo obrzęków sobie z nami żartuje, delikatnie, bo sam napomina tatę, że nie może się śmiać, bo ma ranę na brzuchu. Informacje od lekarza są takie, że wycięli mu całą zmianę, musieli się wciąć w nerkę, operacja przeszła bez komplikacji, ma założony wewnętrzny cewnik, żeby nerka mogła się goić. Marcin również po operacji fajnie dochodził do siebie, nie potrzebował żadnych wspomagaczy typu krew. A nie, przepraszam, miał jeden...największy...Waszą modlitwę.
Tylko jedno, co tak bardzo bolało, to taki smutek i ogromna tęsknota na jego twarzy.
W środę przekazano mi wiadomość, która onkorodzica powala, że guz bardzo aktywny!, konieczne leczenie!
Najlepiej już za 2 tygodnie...
port, chemia, wymioty, ciągłe zagrożenie życia, toczenie, spadki, lista rzeczy dodatkowych długa...
No, ale cóż, upadłeś, powstań, popraw koronę i zasuwaj ;)
A tak na poważnie, to proszę Was o modlitwę i wiarę. "Bo Wasza wiara w nas sprawia, że i my w siebie wierzymy. Sprawia, że widzimy słońce tam, gdzie kiedyś widzieliśmy chmury".
mama
Oczywiście że wierzymy a nawet wiemy będąc z wami myślami i modlitwą że wszystko będzie dobrze! Ucałujcicie MAŁEGO WIELKIEGO CZŁOWIEKA!
OdpowiedzUsuńBeatko, dobrze że się odezwałaś. Przeczytałam jednym tchem.. jak ja dobrze znam, ten strach, to czekanie, Boże kochany, pamiętam wtedy Twoje słowa pocieszenia, które tak bardzo pomagały uwierzyć w to, że będzie dobrze i było!
OdpowiedzUsuńPowaliła mnie ta wiadomość, że guz bardzo aktywny, ale wierzę, naprawdę wierzę, że i u Was będzie już dobrze, na zawsze DOBRZE! Niech nereczka goi się szybko i przetrwajcie tą walkę raz jeszcze. Tak bardzo to boli. Beatko, ściskam całym sercem <3
Pamiętam w modlitwie każdego dnia
OdpowiedzUsuńKochani nie znamy się ale jesteście w moich modlitwach i myślach 😍
OdpowiedzUsuńZnam ten ból, strach. Proszę Boga żeby leczenie było krótkie, guz padł na pysk i przestał istnieć raz na zawsze.
OdpowiedzUsuńnie wiem co mam napisać, przepraszam
OdpowiedzUsuńjestem z Wami cały czas, całym sercem, na 100%
nie ma dnia, żebym o WAS nie myślała
ufam, że będzie dobrze
Z Bogiem
Magda
Obiecuję modlitwę Marcinkowi i siłę również dla Państwa, rodziców.
OdpowiedzUsuńpamiętam o Marcinku i ja i modlę się o jego zdrowie.
OdpowiedzUsuńPróbuję się modlić o wszystkie NBL - jakie to trudne ....
OdpowiedzUsuńMarcin proszę pokaż wszystkim - OK
Dzisiaj do wspólnej wieczornej modlitwy włączymy prośby o zdrowie dla Marcinka. Mały Zuchu trzymaj się i nie daj się.
OdpowiedzUsuńPanie Boże proszę potrzebujemy Cię. To mały chłopiec jego zadanie to bawić się, poznać świat, a nie być podłączonym pod chemię , płukania itd. Tu możesz wszystko dlatego pokornie prosimy......
OdpowiedzUsuńJesteśmy, wierzymy, sciskamy.....
OdpowiedzUsuń