Drodzy Przyjaciele
Większość z Was zna naszą historię. Długo nie pisaliśmy, prawie zapominając, że ciągle stąpamy po "kruchym lodzie". Nadzieja, jednak, to wielka broń, a ostatnie kilka lat było najszczęśliwszymi w naszym życiu. Wspaniale było obserwować, jak Marcin z dnia na dzień dorasta, przełamuje kolejne bariery i spełnia swoje marzenia, które jeszcze kilka lat temu wydawały się nierealne do spełnienia. Za ten czas, nam ofiarowany odczuwamy ogromną wdzięczność.
Marcin, we wrześniu, po raz kolejny znalazł się na oddziale onkologicznym – rozpoznanie wznowa neuroblastoma. Tym razem podstępna choroba zaatakowała prawe płuco, opłucną, tworząc liczne guzki.
Marcin uwielbia wodę. Pływanie to jeden z nielicznych rodzajów aktywności, który mógł właściwie bez ograniczeń wykonywać, tym bardziej założone kolejny raz wejście centralne zasmuciło go. Na razie koniec z pływaniem :(
Po biopsji okazało się, że guz Marcina ma pewną mutację – białko ALK (tak samo potwierdzono w Niemczech w badaniach już w 2015r.).
Dało to nowe możliwości
terapii, więc lekarze prowadzący postanowili włączyć do leczenia
lek nowej generacji o nazwie Lorlatynib, niestety lek nie jest refundowany. Dzięki stowarzyszeniu Limanowska Akcja Charytatywna posiadamy część kwoty na pokrycie kosztów leczenia i Marcin rozpoczął już kurację.
Jesteśmy dobrej myśli (bo czemu być złej ;) ) a Marcin, dzisiaj już mężczyzna, znosi dzielnie swoją dolę, choć oczywiście brakuje mu kolegów i jego codziennych zajęć, których przez
ostatnie lata miał całkiem sporo.
Nie mam słów... Nie pytam już dlaczego, nikt nie wie... Życzę Wam dużo siły a Marcinkowi zdrowia, musi się udać. Mój Michał już 11 lat po RMS, jak dotąd jest zdrowy. W tym roku nie było kontroli we Wrocławiu ze względu na COVID. Oboje go przeszliśmy, Michał bezobjawowo. Jest w 8 klasie-cud...
OdpowiedzUsuńZaglądałam tutaj co jakiś czas i cieszyłam się brakiem informacji. I formacja o wznowie Marcinka mną wstrząsnęła. Trzymajcie się ciepło, mocno przytulam
OdpowiedzUsuńPamietam małego Marcina z oddziału na którym wtedy lądowaliśmy pierdylion razy...
OdpowiedzUsuńTrzymajcie się