Muszę Wam napisać co mnie spotkało, muszę się tym podzielić, bo aż mnie rozsadza ta dobra energia, ta wiara w ludzi.
Wcześniej pisałam, że mieliśmy ogromne trudności ze znalezieniem mieszkania, związane to jest z tym, że tutaj zaczęły się ferie świąteczne, weekend, święta, no jednym słowem wszystko na raz.
W czwartek o godzinie 21 wraz z dzieckiem i tobołami naszymi znalazłam się w tym pensjonacie (po wielu telefonach z Polski w poszukiwaniu lokum!), pani mnie zaprowadziła do pokoju z maleńkim łóżkiem (bo już został im tylko ten pokój), powiedziała również, że to tylko na tą noc, a jutro nawet oni pomogą szukać. Walizki mogę zostawić jak pojadę z dzieckiem do szpitala, a oni będą nam szukać pokoju. Więc już wtedy byłam dość mocno ujęta za serce, że obca osoba tak mocno zaangażuje się w pomoc dla nas. Następnego dnia okazało się, że nic nie znaleźli, niemniej jednak pozwolili nam zostać, a oni mieli sobie tak przeorganizować gości, żeby było dobrze. Po powrocie ze szpitala wchodzę z Marcinem do restauracji w tym pensjonacie i widzę tam pana (Turka z pochodzenia), którego już niejednokrotnie widziałam w szpitalu w odwiedzinach u takiej pani (Turczynki, mamy chorego chłopca). Pan mnie poznał i okazało się, że on jest właścicielem tej restauracji i tego pensjonatu. Powiedział, że jutro już będzie wolny pokój z łazienką w środku to będzie dla mnie wygodniejsze. Wieczorem do pokoju ktoś puka, Marcin już słodko drzemie, otwieram i okazuje się, że to ten właściciel wraz z tą Turczynką ze szpitala, chcieli mi pokazać ten większy pokój, czy chcę się już przenieść, nie zrobiłam tego, bo Marcin już spał, ale poszłam zobaczyć. Po drodze pytam się tej Turczynki czy ona tu mieszka, (chociaż wiedziałam, że raczej nie, gdyż jej dziecko miało przeszczep i wciąż po nim dochodzi do siebie, ona niejednokrotnie w szpitalu Marcina częstowała jakimiś przysmakami, bo wiecie jak to dziecko- najczęściej ma ochotę na to co inni jedzą:), ona odpowiada, że nie przyjechała tylko na herbatę, wiedziałam, że nie jest jego żoną, bo on przyjeżdżał z żoną i córką do szpitala. No więc pozostał mi brat, ale okazuje się, że nie, ona mi tłumaczy on Turek i ja Turek. Czujecie to?!!!!!!dla mnie to było wprost niewiarygodne, piękne, wspaniałe, zapierające dech w piersiach. Pomaga kobiecie dlatego, że jest z tego kraju co on, dlatego, że rozumie jak się czuje człowiek samotnie w obcym kraju, przytłoczony przez chorobę. Nam też pomógł, choć nie pochodzimy z tego samego kraju.................
pomaga, bo jest dobrym człowiekiem...
p.s. nie wiem czy to wszystko nie jest chaotyczne, mam nadzieję, że mnie rozumiecie, musiałam się podzielić tym, że po raz kolejny spotyka mnie coś tak niesamowitego, coś co aż mnie rozsadza, aż nie mogę usiedzieć na miejscu, tyle dobra, ciepła i troski, najpierw Wy (zresztą wciąż Wy:) ) a potem CI LUDZIE